Izabela Kinga Bukato urodziła się w 1969 roku w Warszawie.
Pisze o sobie: moje dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych a małżeństwo rodziców zakończyło się rozwodem. Pragnęłam, by moje dorosłe życie było inne, marzeniem było stworzenie normalnej, kochającej się rodziny, by moje dzieci miały wszystko to za czym ja tak tęskniłam. Ale niestety zostało to tylko marzeniem. Najważniejsze w życiu są dla mnie uczucia, może dlatego tak ciężko jest mi czasem odnaleźć się w dzisiejszym materialnym i interesownym świecie.
Przygodę z pisaniem rozpoczęła jako nastolatka. Zawsze lubiła poezję a w czasie młodzieńczych zawirowań uczuć powstało kilka pierwszych - jak sama je nazywa - rymowanek. Pisanie jest dla niej sposobem na przetrwanie największej nawet życiowej zawieruchy, na rozładowanie emocji, wyrzucenie z siebie kłębiących się myśli. Jest możliwością uchwycenia wyjątkowej chwili, wygadaniem się, odzwierciedleniem marzeń, czy też stanu ducha. Uważa, że jest ono nawet jakimś rodzajem terapii pomagającej zajrzeć w głąb siebie, by odnaleźć spokój i ukojenie.
Tomik jej wierszy "Bez znieczulenia" wydany został przez Wydawnictwo Miniatura. Gdyby ktoś miał ochotę go nabyć, to można to zrobić bezpośrednio w wydawnictwie tel. 12 267 10 39,
Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
lub w księgarniach im. Bolesława Prusa.
Oto kilka wierszy, które się w nim znajdują:
Możesz wyruszyć
kiedy już zdejmiesz życia ciężary zrzucisz ze skrzydeł swoich kamienie dojdziesz do siły dotrzesz do wiary i poodsłaniasz przeszłości cienie
gdy znajdziesz drogę w świecie chaosu przejmiesz kontrolę nad własnym życiem udźwigniesz brzemię swojego losu gorycz porażki zamkniesz w niebycie
w dalekie strony najskrytszych marzeń wyruszyć możesz któż cię zatrzyma za sobą zostaw ból dawnych zdarzeń ważne byś cel wciąż miał przed oczyma
odgłosy serca twym drogowskazem w niezłomnej woli pływaj głębinach upływu czasu bądź kronikarzem odkorkuj przyszłość jak butlę wina
Jak balsam
nie opuszczaj mnie nadziejo gdy już czarnych myśli chmury kłębią się nad moją głową przywróć sercu blask purpury
nie oddawaj falom płaczu bądź mi przyjaciółką siostrą otaczając swym ramieniem pomóż przełknąć prawdę szorstką
obroń też przed gniewem losu daj spokojnym snom schronienie jak balsamem namaść duszę pozwól dostrzec znów marzenie
nie zostawiaj tak bez wiary kiedy w życia tkwię potrzasku bo bez ciebie sens istnienia się rozsypie niczym z piasku
Błogość chwili
otulona ciepło twoich ramion szalem pośród krain sennych rozsypuję troski bezpieczeństwa słodycz drzemie w mięśni skale noc mnie dziś nie zamknie w labiryncie grząskim
pod powieki chwytam najskrytsze marzenia by błyszczały w myślach jak rosa poranka niechaj rozkwitają w miłości promieniach niech się rozsiewają w duszy zakamarkach
deszcz grając na szybach nuci kołysankę odmierzając spokój dając błogie chwile poświata księżyca uwodzi firankę serce rytm złapało w ukojenie płynie
tak niewiele przecież nam czasem potrzeba aby poczuć magię i szybować w gwiazdach to co nazywane małym skrawkiem nieba w czułości twych objęć właśnie odnalazłam
Zaczarowana bajeczne zorze pragnie chwycić w ręce życie pięknieje w wyobraźni lustrze rozwija skrzydła nie chcąc już nic więcej przed tym szaleństwem nie zdołasz jej ustrzec
z ufnością wleci wprost w jego ramiona niczym ćma nocą światłem przyciągana rozgrzana słowem dotykiem spalona ust ciepłych smakiem hipnotyzowana
wszelkie rozmowy mijają się z celem jak może wątpić w te oczy kochane wrogiem się stanie kto był przyjacielem fakty zazdrością będą piętnowane
gdy serce mami namiętności słodycz zaczarowana uczucia muśnięciem wpłynąć gotowa na szerokie wody tonąc dostrzeże że on nie był księciem
Czy zdołam wracać po szczęścia stracone chwile gdy sen w objęciach drzemał miłości znów w dłonie łapać barwne motyle mgiełkę radości wśród duszy gościć
ciepłe schronienie znaleźć dla wspomnień podlać uczucia niech rozkwitają w oczach zatrzymać magiczny płomień słuchać jak koncert marzenia grają
z nadziei czary wypijać duszkiem od ptaków skrzydeł pożyczyć parę i karmić serce każdym okruszkiem polerowanej do blasku wiary
choć w jasną przyszłość daleka droga najskrytszych pragnień oddychać mocą czasem przysiadać na gwiezdnych progach zmieniać kierunek gdy myśli błądzą
przeszłość zasłonić kotarą cienia prawdę przyodziać bo marznie goła życie wykąpać w słońca promieniach chciałabym bardzo ale czy zdołam
Jestem przy tobie bieg życia taki niepewny i kruchy każdemu gorycz nieszczęścia wpisana był pod stopami spokojny ląd suchy lecz zła wiadomość go falą zalała
to już lat dziesięć naznaczonych trwogą by się nie poddać i wiarą oddychać tak bohatersko walczyłaś z chorobą o jej istnieniu nie było nic słychać
aż przyszedł znów dzień co wszystko to zburzył ten najstraszniejszy ze światła wyzuty bolesną prawdą się w duszę zanurzył i w oczy spojrzał tym słowem przerzuty
że tutaj jestem wiem słaba pociecha gdy usta milkną już w cichej obawie patrz w moje serce w rozpacz nie uciekaj na brzeg nadziei się z tobą przeprawie A to dwa z nowych wierszy:
Lekka łuna
może się rozpłynę niczym mgła poranna tak jak sen gdy rankiem otwierasz swe oczy strofa moja więcej nie powstanie żadna kiedy tomik życia zamknie się zakończy
może cieniem drzewa postać swą ułożę zaszeleszczę liśćmi cichutkim wyznaniem różu lekką łuną o wieczornej porze powrócę jak fala wspomnień kołysaniem
a może zatańczę nad łąką lub lasem w kroplach rosy ujrzysz uśmiechu odbicie czułą nutą wiatru zaśpiewam ci czasem małą białą chmurką przemknę po błękicie
może ciepłym deszczem na szybie wystukam słowa które jeszcze chciałam wypowiedzieć odgłosem dzięcioła w ciszy cię odszukam i chwilę zatrzymam w wielkim życia pędzie
w filiżance kawy może mnie poczujesz aromatem uczuć lub smakiem słodyczy zadrży łza wzruszenia i w sercu zakłuje zaciśniętym gardłem kocham cię uchwycisz
Tęsknotazmrok zapada ciebie nie ma jak mam w to uwierzyć zapach perfum się unosi wciąż z twojej odzieży
barwę głosu ciągle słyszę wypatruję w oknie wszak nie wzięłaś parasolki przeziębisz się zmokniesz
wtem ujrzałam cię w niebiosach wokół łąka w kwiatach u nas jesień mży nostalgią a tam środek lata
słońce pieści twarz kochaną spracowane ręce tak chcę ciebie zapamiętać wzruszyło się serce
wiem że kiedyś się spotkamy uściskamy znowu oprowadzisz mnie wśród tęczy rajskiego ogrodu
lecz tak bardzo teraz tęsknie łykając łzy rzekłam - będę ciebie wyglądała nie spiesz się... poczekam
|